Pan Wołodyjowski w Bieszczadach

Dziś starsi mieszkańcy Bieszczadów z rozrzewnieniem wspominają chwile, kiedy to w ich tereny zjechały największe gwiazdy by wziąć udział w realizacji “Pana Wołodyjowskiego”. I jest co wspominać, bowiem to właśnie nad Lutowiskami stanęła chreptiowska stanica, a Chmielowska cerkiew zamieniła się filmowy Raszków…
Przyjeżdżając na podkarpackie plenery do “Pana Wołodyjowskiego” Tadeusz Łomnicki wcale nie czuł się jak na obczyźnie. Ten wybitny aktor u nas właśnie spędził młodość i zawsze chętnie tu wracał.
– W Dębicy przebywałem podczas okupacji, w latach 1940–42 chodziłem tu do szkoły handlowej, przed wojną przyjeżdżałem tu czasem na wakacje — wspominał w jednym z archiwalnych wywiadów. — Kochałem się tam pierwszy raz, tak… piękne okolice Wisłoka, lasy. Mam również rodzinę w Rzeszowie, w ogóle mam w rzeszowskim wielu przyjaciół i kolegów — mówił kiedyś. Więc gdy zjechał w Bieszczady by zamienić się w “Małego Rycerza” mógł czuć się jak w domu. Jednak mimo obecności “swojaka” ekipa filmowa przygód się nie ustrzegła, tym bardziej, że kręcili zimą. Był to rok 1967…
Gwiazdy kontra żubry
Aktorzy mieszkali m.in. w Czarnej i Ustrzykach Dolnych, zaś na plan dowoził ich autokar. — Już pierwszego dnia zdjęć zima dała się nam porządnie we znaki. Ciężki spychacz gąsienicowy przez całą noc oczyszczał naszą trasę dojazdową. Ale zanim przebrnął swój kilkunastokilometrowy odcinek, początek trasy znowu zalegały metrowe zaspy […] Zdarzało się, że plan był usytuowany w miejscu, do którego nie mogły dojechać ani samochody, ani nawet sanie. Wtedy cały sprzęt zdjęciowy trzeba było donosić na grzbiecie, nieraz stromo pod górę — wspominał asystent Jerzego Hoffmana, Bohdan Ziółkowski.
Bywało i groźnie, co potwierdza historia Józefa Mioduszewskiego, grającego Tatara.
– Była noc i oddział jechał wąziutką ścieżką przez las. W prawo i lewo śnieg prawie dosłownie po uszy. Jadą więc tak sobie rzędem nasi “Lipkowie”, aż tu widzą przed sobą brodatą, straszną górę mięsa — żubr. Zawrócić można od biedy, ale szosą do Lutowisk trzydzieści kilka kilometrów, jechać dalej — po prostu strach. Żubrzysko wcina sobie rozłożone przez leśników siano i ani myśli ustąpić. Nie wypadało panu rotmistrzowi husarskiej chorągwi dawać drapaka, więc przejechali, ale dusze wróciły za nimi dopiero w karczmie w Lutowiskach — opowiadał.
Na skutek szalejących wtedy w Bieszczadach burz śnieżnych grający Adama Nowowiejskiego — Marek Perepeczko utknął samochodem w zaspach pod Leskiem. W efekcie nie zdążył na spektakl.
Zimowa pora nie miała jednak nic wspólnego z gorącym uwielbieniem z jakim gwiazdy spotkały się wśród mieszkańców.
Cerkiew pamięta pożar w Raszkowie
Okoliczni mieszkańcy tłumnie przychodzili na plan popatrzeć jak powstaje ta kultowa produkcja, wielu z nich dostało też szansę filmowego debiutu — choć tylko w roli statystów. Na wzgórzu Chodak nad Lutowiskami stanęła chreptiowska stanica. Wbrew temu co oglądamy na ekranie, stanica to była tylko atrapa, a nie budynek i był to efekt pracy ekipy filmowej. Tak naprawdę składała się tylko z frontowej ściany, z tyłu podpartej żerdziami.
Dziś są tam rozległe łąki, z których rozciąga się malowniczy krajobraz, a jedyną pozostałością po stanicy Wołodyjowskiego jest drogowskaz z napisem Chreptiów. Turyści zaś mogą dziś przejść się tzw. “ścieżką filmową”, czyli ok. 2 km odcinkiem drogi, wybudowanym na potrzeby filmu.
Oprócz scen z wykorzystaniem stanicy, na ugorach na zachód od Lutowisk kręcono m.in. ucieczkę Baśki przed Azją i jej dramatyczną wędrówkę do Chreptiowa. W filmie “zagrała” także miejscowość Polana, a w Chmielu, rozgrywały się sceny z pożaru Raszkowa. “Świadkiem” tych dramatycznych scen była zabytkowa cerkiew z 1906 r., którą na potrzeby filmu odnowiono a dziś służy mieszkańcom tej miejscowości jako Kościół.
Z ową cerkwią wiąże się zabawna anegdota. Podczas przygotowań do ujęć poszła w Polskę fama, ze cerkiew ma zostać spalona. Oczywiście było to nieporozumienie, bo nic takiego nie planowano, jednak Hoffman zdrowo się zdziwił gdy otrzymał taką informację z… Krakowa.
Nie lada zaszczytu dostąpił jeden z bieszczadzkich gospodarzy Stasio Krupa, który gościł odtwórcę Azji. Po nagraniu scen spalenia Raszkowa do późnej nocy grał wraz z Olbrychskim “Chanson triste” Czajkowskiego.
Brylska na koniu, Pawlikowski bez czupryny
Sławni aktorzy, z uśmiechem wspominali pracę na bieszczadzkim planie, a mieszkańcy mieli okazje podglądnąć jak wygląda kręcenie filmu “od kuchni” i jakie prywatnie są gwiazdy…
– Stoję, zrobię trzy kroki, siadam, haftuję, brzdąkam na lutni, śpiewam, płaczę, mdleję. Koniec roli — tak podsumowała Krzysię, swoją bohaterkę — Barbara Brylska. — Nie lubiłam tej roli, bo co to za rola takiej zapłakanej panny. Moje przeciwieństwo. To nie byłam ja. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy pójść do klasztoru. Zazdrościłam wtedy Magdzie Zawadzkiej ruchu i jazdy konnej — przyznała. Stateczność na ekranie aktorka odreagowywała poza nim pędząc po polach ile sił na końskim grzbiecie.
Z kolei Magdalena Zawadzka, czyli Baśka — Hajduczek wcale tak różowo nie miała biorąc udział w karkołomnych scenach, które opłaciła nie tylko skręcona stopą. Musiała uczyć się szermierki, jazdy konnej i w nieskończoność powtarzać trudne sceny — jak choćby ucieczki przed Azją (aktorka bała się, żeby rzeczywiście nie wybić oka Olbrychskiemu). Zawadzka musiała także osobiście zażyć kąpieli po szyję w zimnej wodzie w scenie, kiedy to lód załamuje się pod jej koniem (kaskader trafił do szpitala). Jak niejednokrotnie przyznawała, wolałaby wtedy grać na klawikordzie siedząc w fotelu jak Krzysia…
Na planie pojawiały się też problemy z charakteryzacją. O ile Łomnickiemu tylko doklejono wąsy, to Mieczysław Pawlikowski, grający Zagłobę poświęcił swoje bujne włosy, z których została na czubku jedynie łysina. Marek Perepeczko zdołał uniknąć jego losu.
Ciężkim orzechem do zgryzienia były skośne oczy Azji, które aktor naciągał przed lustrem. Żeby utrzymać efekt padały różne pomysły. Jednym z nich było podciągnięcie ich plastrem i upięcie w tyle gumą. Odpadło, bo na koniu aktor spociłby się, plaster by puścił, a w efekcie jedno oko byłoby tatarskie, drugie polskie. Ostatecznie postanowiono podciąć brwi i przyciemnić oczy.
O tym, jak wiele mąk, nie tylko w zakresie charakteryzacji, można znieść dla swojego bohatera przekonał się też Tadeusz Łomnicki. Wiele osób nie widziało w tym aktorze Wołodyjowskiego i mocno się pomylili. — Wyszedłem ze szkoły, która można nazwać maniacką w dopracowywaniu szczegółów technicznych roli. Taka praca wymaga wyrzeczeń — mówił Łomnicki, który specjalnie do tej roli tygodniami ćwiczył jazdę konną, szermierkę. Nieraz bywało niebezpiecznie. Jak wspominał, szczególnie trudno było w jednej ze scen. Miał jechać konno trasą, na której wcześniej wszystkie konie się potykały. — Z pogodnym czołem powtórzyłem scenę czterokrotnie. Ze strachu parę razy samochód wyprzedziłem. Ani myślałem wtedy, że gonię umiłowaną Baśkę — wspominał. Gdy aktor osiągnął największą prędkość, jego koń — Herbata, uskoczył w bok, a on runął pod kopyta. Kilka tygodni spędził w szpitalu, by później wrócić na plan i… na koń. W końcu trzeba było bronić Rzeczpospolitej.
Stanąć tam, gdzie “Mały Rycerz“
A czy dziś są jeszcze ślady po produkcji? W zasadzie tylko cerkiew. Jeszcze prawie 3 lata po ukończeniu zdjęć makieta grodu stanowiła dużą atrakcję turystyczną. Ostatecznie jednak została rozebrana i sprzedana na opał.
Nielicznym udało się jednak podkraść coś “na pamiątkę”. Barbara Wachowicz, autorka książki “Filmowe przygody Małego Rycerza”, wspomina swoją wizytę u Daniela Olbrychskiego. — Połowę malutkiego mieszkania zajmowała kapiąca jeszcze żywicą decha — wspomina. Jak wyjaśniła jej Monika, żona odtwórcy Azji, przynieśli ja sąsiedzi, którzy byli w Bieszczadach podczas rozbierania Chreptiowa. Zwędzili ją z dachu domu Azji i przynieśli… z prośbą o autograf.
Dziś niestety już próżno szukać takich pamiątek. Warto wybrać się jednak w tamte tereny choćby tylko by stanąć w historycznym dla polskiego kina miejscu…
- W tekście wykorzystano fragmenty książki Barbary Wachowicz, Filmowe przygody Małego Rycerza, Wyd. Artystyczne i filmowe, W-wa 1971 oraz reprodukcje zdjęć z tej publikacji.
JAK DOJECHAĆ DO LUTOWISK (sugerowane trasy):
Od strony Rzeszowa (ok. 140 km, czas przejazdu ok. 2,5 godz.): trasa prowadzi przez Niebylec, Brzozów, Sanok, Lesko, Ustrzyki Dolne, Czarną.
Od strony Przemyśla (ok. 90 km, czas przejazdu ok. 1,5 godz.): trasa prowadzi przez Krasiczyn, Birczę, Kuźminę, a później w kierunku Ustrzyk Dolnych, a następnie Czarnej.
Od strony Krosna (ok. 105 km, czas przejazdu ok. 1,5 godz.): trasa prowadzi przez Miejsce Piastowe, Rymanów, w kierunku Sanoka, Leska, Ustrzyk Dolnych, Czarnej.
JAK DOTRZEĆ DO MIEJSC, w których kręcono “Pana Wołodyjowskiego”:
Chreptiów, “ścieżka filmowa“
W dolnej części Lutowisk skręcamy w prawo, przy przystanku PKS. Następnie kierujemy się szlakiem na Otryt w kierunku Posady Dolnej (ok. 1,5). Na wzniesieniu z rozgałęzieniem dróżek stoi znak, wskazujący m.in. Chreptiów. Na prawo od niego znajduje się płaskowyż, na którym kręcone były sceny do filmu. Skręcając przy znaku w lewy, dotrzemy do “ścieżki filmowej”.
Chmiel (filmowy Raszków)
Z Lutowisk kierujemy się kierunku Smolnika. Następnie odbijamy na drogę do Zatwarnicy, by później skręcić ponownie w prawo, w kierunku Chmiela. Cerkiew (obecnie kościół) znajdziemy po lewej stronie drogi, w pobliżu wejścia na szlak do Chaty Socjologa.
Lubie wracac na ta strone ale musze przyznac ze ciezko bylo ja znalezc w google, byla gdzies na 4 stronie. Przydalo by sie jej pozycjonowanie polecam wpisac w google :
seo stronka z seo poradami
i znajdziesz tam ciekawy i darmowy sposob na podniesienie pozycji w wyszukiwarkach